Połowa wakacji za nami - fotoreportaż z lipca

Witam!
miesiąc to całkiem sporo :) 
12 Dolnośląskie Warsztaty Craftowe przeszły już dawno temu do historii, teraz szykujemy się do 2 Twórczego Końca Lata a w między czasie byłam z rodziną na przydługim urlopie.
Naszym ulubionym sposobem czyli: w auto pakujemy namioty, śpiwory i rodzinę i jedziemy w świat. Tym razem to była znowu Francja, ale później przejechaliśmy przez Szwajcarię do południowych Niemiec, gdzie jak kolejny raz przekonaliśmy się, że istnieje życie poza autostradą.

Wyjechaliśmy w sobotę: 

 po długiej i wyczerpującej drodze powitał nas niedzielny burgundzki wschód słońca za wzgórzami

 i kwiaty na łące na której przyszło nam rozbić namiot:

Cały tydzień minął nam szybko na oglądaniu przedstawień:
tworzeniu prac plastycznych:
rozbijaniu sobie głów na placu zabaw:
spacerach w deszczu:
oglądaniu pięknych widoków:
zapoznawaniu się z francuską armią (która była obecna na miejscu ze względu na obowiązujący we Francji stan wyjątkowy):
Było też stanie w kolejkach po posiłki:
Poznaliśmy kilka świetnych osób:
spacerowaliśmy po kamiennych miasteczkach:

a takie zdjęcie ma chyba większość osób, która była w Taize:

W niedzielę wyjechaliśmy w inną część Burgundii pod Dijon i znowu były widoki:

barki i spacery nad kanałami:

 zamki - to jest zamek Chateauneuf, który zwiedziliśmy dość dokładnie: 

i znaleźliśmy jakiegoś skrzata w kominku: 

i kolejne miasteczka, które wyglądały jak dekoracja do średniowiecznych filmów:

A to widok z naszego campingu w Chamboeuf:
Mamy udokumentowane spotkanie pod bagietkomatem:
W stanie zupełnego relaksu campingowo - basenowego spędziliśmy trzy dni i udaliśmy się na południe Niemiec. Po drodze odwiedziliśmy Miluzę i podziwialiśmy Jezioro Bodeńskie, ale nie mam stamtąd żadnego ciekawego zdjęcia, dlatego od razu przeskoczymy do Augsburga i jedzenia precli na tamtejszym rynku:

Tutaj już dzieci i góry w miejscowości Fusen niedaleko granicy z Austrią:

Wjechaliśmy kolejką linową na  górę Tegelberg przy okazji rzucając okiem na zamek Neuschwanstein:
na górze można było dotknąć chmur (dosłownie, bo były wszędzie..):
i wracamy:
Przy okazji byliśmy świadkami akcji pogotowia górskiego (na torze saneczkowym był wypadek w trakcie kiedy zjeżdżaliśmy w dół kolejką):

Rzymska Willa z łaźnią - dobre miejsce do biegania:
i jeszcze jeden widok na zamek tuż przed wielką burzą, która przerwała skutecznie naszą wizytę:

Nocowaliśmy w przeuroczym miasteczku Landsberg am Lech - jak będziecie w okolicach polecam zajrzeć, przepiękne miejsce. 

A stamtąd kolejnej niedzieli udaliśmy się już w kierunku Wrocławia, po drodze odwiedzając dziadków w lubuskim, gdzie odbyło się spisywanie wspomnień:
 leżenie w hamaku w ogrodzie:
 zbieranie pierwszych owoców:


I tak do końca tygodnia. 
Wszystko udokumentowane jest w Rodzinnym Dzienniku Podróży, który wypełniany był mniej więcej na bieżąco - żeby zapamiętać jak najwięcej, ale pokaże go już przy kolejnej okazji. 
pozdrawiam, Krulik

Komentarze