piątek, 30 lipca 2010

6 tysięcy bez 69 km :) i podróżne candy

I jesteśmy już w domu.
Nic nie pisałam, bo ciężko do neta się dorwać było ale ciężkie czasy już za nami, bo internet w domu jest :) 
Jako,  że skończyłam na wjeździe do Anglii to od tego zacznę:

 
Nie byłabym sobą, gdybym nie przeciągnęła mojej rodziny po najsłynniejszych miejscach Londynu :) Na London Eye jeszcze nie byłam - jakoś się rozminęłam we wcześniejszych podróżach z Wielkim Okiem, i stanowczo mogę stwierdzić, że lepiej te funty wydać na coś innego niż oglądanie Londynu z góry. 
za to rejs po Tamizie był bardzo udany :)
No i się zaczęło.... Picadilly, Leicester Square, China Town, Soho.....
aż pojechaliśmy poleżeć na trawie w parku.
Jeszcze tu dwa autobusy na Oxford Street - późne popołudnie (ok. 18:30) w niedzielę, nie jest może najlepszym momentem na robienie tam zakupów ale dość dobrym, żeby zobaczyć jak to działa :) 

W poniedziałek było Natural History Museum - niesamowite zbiory, ale potrzeba z tydzień, żeby to obejrzeć. Myśmy zwiedzili dział ze "Smokami" czyli dinozaury i część ssaków i już pół dnia nam zeszło.
a drugie pół spędziliśmy na Camden Town i dopiero tam porobiliśmy zakupy :) Tutaj w jednej z knajpek na targu przy kanale. Siedzenia czadowe!

Wtorek spędziliśmy u przyjaciół w Ipswich a potem robiliśmy kółko w okół Londynu, czyli: 
Cambridge
Oxford - w końcu trzeba wybrać szkołę dla dzieci :)
Po drodze natknęliśmy się na jakąś dziwną kupkę kamieni... podobno moc tam jest.

I dojechaliśmy nad morze. 
 Tutaj w porcie w Littlehamptom - polecam na wakacje, dość niewielkie i całkiem przyjazne,
w przeciwieństwie do koszmarnie zatłoczonego, drogiego, brudnego Brighton, które zwiedzaliśmy w sobotę.

 spotkaliśmy ich na ulicy w Brighton.
Hania na ich widok wykrzyknęła:  "Mamo, patrz małpy! I mają buty!"

Fish and Chips oczywiście najlepsze nad morzem :) napis na knajpce w Hastings głosił, że to najlepsze danie dla całej rodziny przez cały rok... niby fakt, ale może właśnie dlatego większość anglików wygląda po prostu fatalnie. 
w niedzielne południe odwiedziliśmy Car Boot Sale - super okazja, żeby się obkupić na niewielkie pieniądze - polecam jak ktoś będzie miał okazję. Kupić można dokładnie wszystko. Moja największa zdobycz to komplet Harrego Pottera za 1 funta!! szkoda, że nasz samochód nie był z gumy....
to jeszcze w Hastings
a tak w ogóle wyglądał nasz trzy tygodniowy dom :)
Port w Dover i nasza poniedziałkowa droga powrotna na kontynent.

Jako, że był wtorek to byliśmy w Belgii:
gdzie oczywiście byliśmy w mojej ulubionej Brukseli
Grande Place - czyli krawężnik na Rynku :)
A to Atomium - kolejka była straszna więc oglądaliśmy tylko z zewnątrz.
a to znak z Antwerpii.
Wtorek wieczór, środę i czwartek spędziliśmy w Amsterdamie, ale zdjęć nie mam jeszcze zgranych więc dokończę jutro. Dziękuję za uwagę!

A wśród osób pozostawiających tu komentarze, rozlosuję prezent z podróży, zawierający 3 elementy z 3 krajów w których byliśmy (od razu mówię, że nie będzie nic z Belgii). Zapraszam!! do 2 sierpnia.

sobota, 17 lipca 2010

Tydzień za nami :)

Jak do tej pory idzie nam nieźle - przejechaliśmy prawie 2700 km, odwiedziliśmy 3 kraje i tylko raz chcieliśmy wracać do domu :) Wczoraj przepłynęliśmy kanał i jesteśmy w Anglii. Michał prowadząc samochód (ja na razie się boję :)) powtarza "Lewa moja, lewa moja..." :)

to jeszcze plaża w Dunkierce gdzie nocowaliśmy po Francuskiej stronie.

na promie
Kuba i klify Dover

no i już jesteśmy :) 

idziemy na spacer do parku

środa, 14 lipca 2010

Od soboty w drodze

No, więc od soboty jesteśmy w drodze. Jedziemy na razie na zachód. W sumie teraz jesteśmy najbardziej na zachód niż kiedykolwiek ( i już na zachodniej półkuli). W Niemczech było gorąco (41 st C), Paryż zatłoczony za to Normandia wspaniała. Polecam wybrzeże, jest przepięknie :D 

Dzieci w trakcie jazdy. 
Pod centrum Pompidou.
to chyba widać gdzie :) a dzieci tańczą taniec Matta Hardinga
Mont St Michele -  La Manche, Normandia
Normandzki spacer

piątek, 9 lipca 2010

Albumik czerwcowy

Wczoraj wieczorem- pomiędzy pakowaniem ciuchów i stosu innych potrzebnych rzeczy -  zrobiłam taki niewielki albumik (20 na 20 cm) ze zdjęciami z imprez z czerwca - nie zmieściły się do dużego albumu :) Szybko, dość kolorowo, bazą był niewykorzystany kalendarz kupiony w Lidlu tylko ma obcięte miesiące. Oszczędniej jest :)

Okładka.
12 czerwca impreza w Adrenalina Park
19 czerwca grill scrapowy u nas
20 czerwca - kolejny piknik tym razem parafialny
22 czerwca - dzieci z dziadkiem 
Zostało jeszcze kilka stron, ale nie mam wywołanych zdjęć z zakończenia roku, więc wezmę się za to już po powrocie z wyjazdu.

czwartek, 8 lipca 2010

Album rodzinny

Zakleiłam cały album, taki który się ciągnął już z dwa lata :) A zdjęcia niektóre w nim mają już z 4 lub 5. Przede wszystkim miała to być nasza pamiątka a dopiero później scrapalbum dlatego jest dość skromnie i skupiłam się na dekorowaniu zdjęć papierami. To jest taki spory album na 500 zdjęć. Nie wiem ile mi się ich tam zmieściło ale na pewno sporo :)  Poniżej kilka przykładowych stron: